niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 3

     350 dni PRZED                                                      Nickelback - Far Away
*KIM* 

   Budzę się cała obolała. Ostrożnie otwieram oczy i rozglądam się po pomieszczeniu. Nie mam pojęcia, gdzie się znajduję. Wszystko mnie boli, ale nie obchodzi mnie to. Pokój jest cały biały i pusty, nie ma tu nikogo oprócz mnie. Co się stało? Zamykam na chwile oczy, próbując sobie przypomnieć dlaczego trafiłam właśnie tutaj. Różne obrazy mrugają mi przed oczami, śnieg, auto, skała...Otwieram gwałtownie powieki, wiem co się stało! Gdzie mama?! Gdzie tata?! Gdzie Sky?! Odrywam wszelkie podłączone do mojego ciała rurki. Respirator zaczyna wariować, ale jestem pewna, że dam radę bez niego. Powoli wstaję tym samym zauważając moje obrażenia. Przez szklaną szybę od drzwi widać pielęgniarki, które szybko otwierają drzwi i zatrzymują mnie bym nie wyszła z pomieszczenia. Lekarz uspokaja mnie, lecz nie ma to najmniejszego sensu. Zostawcie mnie! Krzyczy moja podświadomość w głębi, szarpię się unikając silnych rąk pogłębiających uściski na moich ramionach. Łzy mimowolnie płyną z moich oczu niczym z woda z wodospadu. 
- Panno Kimberly, proszę się uspokoić. Wszystko jest dobrze!- mówi starsza kobieta o krągłych kształtach. Przypomina mi nieco mamę mojego kolegi ze szkoły podstawowej w Hollywood. 
- Nic nie jest dobrze! Gdzie jest moja rodzina?- unoszę się, próbując wskórać coś sensownego. Szarpię się ile tylko mam siły, odpychając każdą próbę dotarcia do mojego ciała.Nagle czuję ogromny ból po lewej stronie mojej głowy. Zaczyna się on nasilać i pulsować. Czuję jak odpływam, a moje nogi uginają się... 
                                                                 *    *    *  
   Moje powieki delikatnie unoszą się, pozwalając jaskrawemu światłu na dostanie się tuż do moich źrenic. To samo pomieszczenie z białymi ścianami oraz brakiem mebli, prócz łóżka, na którym leżę i tuż obok niego aparatury. Gdzie jest moja rodzina? Przypominam sobie szarpaninę, która miała miejsce...Nie mam pojęcia kiedy. Nie mam pojęcia jaki jest dzień, która godzina?! Nagle drzwi otwierają się, a w nich staje młody chłopak z kręconymi włosami jak i głęboko zielonymi oczami. 
- Przepraszam, pomyliłem sale- mówi ochrypłym głosem jednocześnie wychodząc mojego pokoju. 
- Nie! Zaczekaj - odwraca się na moje słowa i wlepia spojrzenie w aparaturę stojącą tuż obok łóżka, na którym leżę. - Mógłbyś poprosić lekarza lub pielęgniarkę?- pytam bardzo spokojnie, nie miałam pojęcia, że w tym momencie dam radę wykrztusić z siebie coś o delikatnym tonie. Chłopak kiwnął głową, po czym udał się po kogoś, kto mógłby mi cokolwiek wytłumaczyć. Nie trwało to długo, zaraz przy mnie pojawił się wysoki starszy pan, o lekko siwych włosach. Z tego co zdążyłam wywnioskować z plakietki przyczepionej do lekarskiego, białego fartucha był to ordynator tego oddziału. 
- Panno Smith - Skinął głową w moją stronę.
- Gdzie jest moja mama i tata i siostra? Która godzina? Jaki dzień? - siadam mimo bólu kilku części mojego ciała, ale to nie liczy się dla mnie tak bardzo. Mężczyzna otwiera szeroko oczy i bierze głęboki oddech. 
- Jest godzina 16, cały czas panuje zima i mamy dzień 20 stycznia - niepewnie odpowiada. 
- Jak długo tu jestem? Gdzie oni są?!- podnoszę nieco ton. 
- Tydzień. Pełny tydzień. Nie długo przyjdzie do ciebie Ella. Jest psychologiem...- łzy zaczynają napływać do moich oczu, a usta wyginają się w podkowę. Smutek i ogromny ciężar obejmuje moje serce i duszę. 
- Czy to znaczy, że oni...? - nie mogę dokończyć pytania. Zaczynam płakać, chowając twarz w dłoniach. 
- Bardzo mi przykro Panno Smith- spuszcza głowę w dół i powoli odchodzi w stronę drzwi.
- To nic nie zmieni- płaczę głośno, nawet nie próbuję się przed powstrzymać. Jestem sama, dosłownie sama. Nie zdążyłam się nawet z nimi pożegnać. Nie zdążyłam powiedzieć mama, że przepraszam ją za wszystko i  mocno kocham. Mój tata nie zdążył dowiedzieć się jak bardzo dziękuję mu za całe moje dzieciństwo. Sky... moja maleńka siostrzyczka. Miała dopiero kilka lat. Pierdolone kilka lat! Dlaczego?! Nie daje sobie rady z uczuciami. Kocham ich, tak ogromnie tęsknię, ale nigdy już nigdy przenigdy w całym moim beznadziejnym życiu ich nie zobaczę, nie przytuli mnie już nikt, bo ich nie ma. Oni nie żyją. Na samą myśl i odbijające się w mojej głowie ciężkie słowa coraz bardziej ranią mnie od środka. Jestem bezsilna. To wszystko tak bardzo boli. Płaczę coraz głośniej i mocniej, moja twarz i oczy są całe zapuchnięte. Turlam się po całym łóżku, nie mogąc powstrzymać myśli i toczącej się walki w mojej głowie. Odrywam kabelki, do których jestem podłączona i ruszam chwiejnym krokiem na korytarz. Nie mam siły. Osuwam się przy ścianie w dół chowając moją twarz i zapłakane oczy w dłoniach. Dalej płaczę, mimo że to niczego nie zmieni. Łzy przepływają mi przez palce i lecą po całym moim policzku. W sercu pustka, na zewnątrz nie ma maski ukrywającej uczucia, w głębi żal, ból, smutek. 
- Panno Smith, proszę wstać. Musi Pani nam zaufać- mówi jedna z pielęgniarek, gdy patrzę na nią dostrzegam wielu chorych, którzy wyszli ze swoich pokoi i obserwują mnie
- Nie! Nie mam już nic! Nie potrzebuję was! Poproszę wypis na własne żądanie, jestem pełnoletnia- podnoszę się dalej płacząc. Niewiele widzę, ponieważ łzy przysłaniają mi cały widok i wszystko jest zamazane. 
- W Panienki stanie, nie powinna Pani tego robić- starsza kobieta stara się mnie uspokoić, ale to na nic.
- Pakuję to co mam i żądam wypisu- kobieta kiwa głową i idzie do lekarza. Nie dam rady, nie wiem gdzie pójdę. Dlaczego nie doceniałam tego co miałam wcześniej? Teraz to zrozumiałam... niestety zbyt późno. Nie czuję się dobrze. Po pewnym czasie przyszedł zmartwiony lekarz. Podpisałam papiery, a on wręczył mi ich kopie oraz małą białą karteczkę... 

--------------------------------------------zostaw po sobie pamiątkę---------------------------------------------

Witajcie Kochanie po dość długim czasie. Rozdział pisany na telefonie, więc przepraszam za błędy :) 
Rozdział dedykowany jest Ani Mazur :* proszę bardzo kochana. Jeśli ktoś chce dedyk to proszę podać się w komentarzu. 
Jak wam się podoba? 
Zapraszam na ask.fm którego link jest w zakładce o takiej właśnie nazwie. Tam możecie rozmawiać z bohaterami. 
8kom=next 
Kate x 

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 2

364 dni PRZED
*KIM*

    Gwałtownie otwieram oczy. Jestem zapięta w pas bezpieczeństwa ,choć dobrze pamiętam, że go odpinałam. Rozglądam się dookoła  i patrzę  przez okno, gdzie rozprzestrzenia się nie tak piękny jak w Hollywood , ale równie urzekający widok Londynu skąpanego w kroplach deszczu. Krajobraz jest przeuroczy, ale ja nienawidzę deszczu. Zawsze, gdy pada łapie mnie okropna chandra. W oddali dostrzegam Big Bena, który jest coraz bliżej. Orientuje się, że właśnie podchodzimy do lądowania. Mam cały czas słuchawki w uszach, chociaż nie leci już muzyka. Wyjmuje je i wkładam do swojej torby. Nie mogę uwierzyć, że przespałam cały lot. Odwracam wzrok w stronę siostry, która mocno ściska moją dłoń ze strachu. 
- Nie denerwuj się kochana. Wszystko będzie dobrze, zaraz wychodzimy - uspokajam siostrę, aby chociaż troszeczkę dodać jej otuchy. Przytulam ją do siebie, ale mój wzrok skierowany jest w stronę małego okienka. Ziemia jest bliżej i mogę dostrzec już coraz więcej szczegółów. Widzę London Eye oraz Pałac, rozmyte przez strumienie wody. Przez chmury nie przebija się ani jeden tak upragniony przeze mnie promień słońca. Samolot nareszcie dotyka ziemi i czujemy delikatny wstrząs. Stopniowo zwalnia, aż w końcu ostatecznie się zatrzymuje. Stewardessa dziękuje wszystkim za lot i prosi, aby każdy zabrał wszystkie swoje rzeczy i kieruje nas do wyjścia. Wkładam do torby czasopismo oraz telefon i zarzucam ją na ramie. Czekam, aż siostra opuści swoje miejsce i wychodzę zaraz za nią. Od razu po wyjściu czekamy na rodziców. Kiedy w końcu do nas dołączają idziemy razem po nasze walizki. 
- Jak wam minął lot?- pyta mama biorąc Sky za rękę. 
- Prawie cały przespałam- przyznaje z lekką irytacją. Ta okropna chandra. 
- Rozchmurz się. Na pewno spotkasz tu wspaniałych ludzi i kiedyś rozbłyśnie słońce.- oznajmia z uśmiechem całując mnie w czoło. Czasami zazdroszczę jej tego pozytywizmu. Ja taka nie jestem. Najchętniej wróciłabym do wiecznie słonecznego Hollywood i do mojego ukochanego parku koło domu. Mojego prawdziwego domu. Nie lubię zgiełku miasta i życia w ciągłym biegu nie wiadomo dokąd. Zatrzymuję się przed taśmą z bagażami i czekam, aż moja walizka pojawi się na taśmie. Mamy mieszkać w apartamentowcu i to jeszcze w centrum miasta, a w pobliżu nie miało być żadnego zielonego parku. Na domiar złego mam chodzić do prywatnej szkoły z ludźmi pokroju tych, którzy wyśmiewali mnie całe życie. Jak mam znaleźć jakichkolwiek  znajomych w miejscu zarozumiałych i samolubnych dzieciaków z bogatych domów?! Czekam na torbę, ale cały czas się nie pojawia. Moi rodzice rozmawiają o nowej pracy, a Sky zaprzyjaźnia się z maleńkim pieskiem, podobnym do tego z filmu "Cziłała z Beverly Hills". Uśmiecham się pod nosem i od razu na widok tego pieska przypomina mi się Tess. Ona również miała psiaka tylko, że owczarka niemieckiego. Przypominam sobie jak poszłyśmy z nim do lasu. Uciekł nam, i nie mogłyśmy go znaleźć. Błąkałyśmy się po lesie, aż w końcu zgubiłyśmy się. Szłyśmy przed siebie i nagle ziemia zniknęłam nam spod stóp i spadłyśmy z niewielkiego urwiska. Natrafienie na szlak zajęło nam parę godzin, ale bawiłyśmy się świetnie Ubrudzone błotem byłyśmy od stóp do głów. Gdy w końcu dotarłyśmy na znaną nam polankę ujrzałyśmy naszego uciekiniera merdającego wesoło ogonem. Wróciłyśmy do domu i dostałyśmy porządny ochrzan za to, że zniknęłyśmy na sporo godzin nie mówiąc im o tym. Oczywiście skończyło się szlabanem, ale długo miałyśmy co wspominać. Uśmiecham się szeroko na myśl o mojej przyjaciółce. Zerkam ponownie na taśmę, na której nie było już ani jednej walizki z naszego lotu. "Świetnie" myślę. Podchodzę do rodziców i informuję ich o tym. Zdenerwowani podchodzą do kobiet za ladą, aby załatwić tą sprawę. Siadam koło siostry i wyciągam komórkę wraz ze słuchawkami. Wkładam je do uszu i włączam Demi Lovato "Nightingale". Spokojne nuty uspokajają moje zszargane nerwy. Spoglądam na siostrę, która majstruje przy automacie z napojami znudzona długim oczekiwaniem na lotnisku. Po paru minutach wracają rodzice z moją torbą.
- Włożyli ją nie tam gdzie trzeba.- śmieje się tata podając mi zgubę. Nie jestem w nastroju na żarty, więc biorę torbę i kieruje się do wyjścia. Podchodzę pod wypożyczalnie samochodów zarzucając na głowę kaptur. Czekam na rodziców, a kiedy nareszcie się pojawiają, wchodzimy do małego pomieszczenia, w którym pachnie smarami i olejem samochodowym. Staje w kącie i oglądam czarno białe zdjęcia przedstawiające auta z lat sześćdziesiątych. Rodzice podpisują papiery, a starszy facet podaje im kluczyki. Wychodzimy i kierujemy się w stronę wypożyczonego samochodu. Wkładamy wszystkie walizki do bagażnika i zaraz pojawiamy się w środku auta. Usadzam się wygodnie i szukam odpowiedniej muzyki. Tata odpala silnik, po czym rusza z piskiem opon. Najwidoczniej jeszcze nie zapoznał się z możliwościami tego samochodu. 
- Dokąd my właściwie jedziemy?- zadaje pytanie jednocześnie wyjmując słuchawki. Zauważam także, że nie jedziemy w stronę centrum.
- Stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak zamieszkamy w domku nad jeziorem.- odpowiada mi mama. Nie mogę uwierzyć w to co mówi. Jezioro, natura, świeże powietrze. To co kocham najbardziej oczywiście poza moją rodziną. Nachylam  się do przodu i mocno ich uściskałam.
- Dziękuje Wam! Tak bardzo dziękuje!- zaczynam  krzyczeć ze szczęścia.
- Wiedziałem, że się ucieszysz.-  tata bacznie patrzy na drogę uśmiechając się. Wracam na swoje miejsce, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Spoglądam przez okno, gdzie olbrzymie budynki stojące jeden obok drugiego przysłaniają niebo. Na szczęście nie muszę w nich mieszkać, zastanawiam się przez chwilę. Ta myśl napawa mnie ogromną radością. 
- Jestem głodna- odzywa się Sky. 
- Możemy zajechać, aby coś zjeść.- stwierdził tata, którego ucieszyła myśl o posiłku, ponieważ jest strasznym łakomczuchem. 
- Wolę jechać do tego domu.- stwierdzam, ale tak na prawdę mam inny pomysł. 
- Dobrze. Skarbie mam jeszcze kanapkę. Masz ochotę?- mama podaje siostrze jedzenie, a ta wgryza się w przysmak. Ponownie zerkam przez szybę. Krajobraz się zmienił. Wstrętne szare budynki zastąpił zielony, przepiękny widok. Tuż obok rozchodzi się cudowne, zamrożone jezioro,a wokół niego ledwo widoczne rośliny. Pomimo panującej zimy całość jest nie do opisania. Londyn jest deszczowym miastem, a nie słonecznym Hollywood, lecz mam nadzieje, że się poukłada. Między nami panuje radosna atmosfera. Wszyscy się uśmiechamy, rozmawiamy i patrzymy na delikatne płatki śniegu spadające z nieba, a niedługo ma pojawić się miejsce naszego jak na razie stałego pobytu. Tata mruga światłami , ponieważ droga jest zupełnie pusta lub przejeżdża kawałek na inny pas, a Sky wypełnia niewielki pojazd dźwiękami swojego dziewczęcego, uroczego głosiku. Cała rodzina jest szczęśliwa i wygłupia się, dobrze się przy tym bawiąc. Droga wiedzie prosto, jednakże zza niewielkiej górki i paru drzew widać...zakręt? Wpatruję się w coraz bardziej zbliżające się miejsce, lecz dalej nie mogę nic dostrzec, gdyż warunki pogodowe nie są najlepsze. 
- Mamo?- zwracam się, by przekazać jej to co widzę, lecz nie słychać niczego, co mówię przez zagłuszającą mnie muzykę. 
- Mamo!- wrzeszczę z przejęcia, ale nikt nie zwraca przez najbliższą chwilę na to uwagi. Jedziemy prosto, lecz nagle czuję jak samochód zaczyna się delikatnie trząść. 
- Mamo do cholery!- w tym momencie odwraca się rozbawiona i spogląda w moją stronę.
- Kimberly, co się dzieje?- jest bardzo spokojna, ale uśmiech nie znika jej z twarzy, czym ogromnie mnie denerwuje.
 - Tata ma natychmiast zwolnić i jechać zgodnie z przepisami, tam dalej widać stromy zakręt! - krzyczę z przejęcia i lekkomyślności rodziców. Mama potakuje i przekazuje tacie to co powiedziałam, w tym czasie, przejeżdżają koło nas dwa auta prawie w całości zatopione w płatkach śniegu. Czuję się większy spokój niż jakieś pięć minut temu. Zbliżamy się do miejsca za górą, gdzie widziałam zakręt. Duże płatki lepkiego puchu rozbijają się o przednią szybę auta, z której zaraz zostają usuwane przez wycieraczki z trudem. Wpatruję się uważnie w jeden i ten sam punkt.Śnieg zaczyna prószyć coraz mocniej i mocniej, przez co znacznie pogarsza się widoczność. Zza rogu wyjeżdża ogromny ciężarowy samochód, którego żadne z nas nie mogło zauważyć.
- Tatooo! Uważaj! Hamuj!- Sky zaczyna płakać i krzyczeć, a ciężarówka jakby opętana wjeżdża prosto w nasz pojazd. Całe auto w połowie spada na skarpę, a tir przygniata nas, poszczególne części rozpryskują się niczym farba wszędzie, gdzie się da. Krzyczę najgłośniej jak potrafię, ale to nic nie zmienia. Zapada głęboka cisza... 


--------------------------------------zostaw po sobie pamiątkę-----------------------------------------------

Notka:
Kochani Kochani <3 ! 
rozdziały będą dodawane co tydzień, ale mamy prośbę:
1. Rozsyłajcie linki innym, niech będzie nas dużo :)
2. Jak zwiastun? Podoba się? Mamy nadzieję, że tak i dziękujemy (: 
Kate and Katy
Ogłaszam konkurs! 
Ten kto pierwszy napisze komentarz, dostanie rozdział z dedykacją :* 
Liczę na was, oceniajcie w komach jak wam się podoba :> 
Kate x 

piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 1

365 dni przed

*KIM*

   Patrzę przez oko w swoim pokoju, to ostatni raz. Nigdy więcej nie zobaczę tego pięknego parku,  w którym potrafiłam przesiadywać godzinami. Pamiętam każą minutę spędzoną w tamtym miejscu. Czuję jak pojedyncza łza spływa po moim policzku, szybko wycieram ją, po czym chwytam za rączkę od walizki i wychodzę z opustoszałego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Schodzę na dół, cały dom obrócony jest do góry nogami, co wcale mnie nie cieszy. Zostawiam walizkę przy ścianie, by móc założyć buty i kurtkę.
- Czy to twoja ostatnia walizka Kim? – pyta mnie tata, chwytając za nią, na co ja jedynie potakuje. Nie jestem zadowolona z tego, że wyjeżdżamy z Hollywood na stałe. Powoli wciskam buty na stopy i starannie je zawiązuje. Wkładam kurtkę, zapinając zamek, po czym zawijam szalik wokół szyi, ponieważ nie jest dzisiaj zbyt ciepło. Ostatni wdech podczas, którego rozglądam się po domu. „Do widzenia” szepczę niesłyszalnie, spuszczając głowę w dół i wychodzę. Tata pakuje pozostałe trzy torby do ogromnego vana, którym mamy dojechać na lotnisko. Moja mama i siostra siedzą już w nim. Powolnym i mało śmiałym krokiem podchodzę do samochodu i otwieram jego drzwi, wchodząc do środka. Przypinam pas i siadam wygodnie tuż obok dziesięcioletniej siostry. Jest zadowolona, że będzie mogła być w nowym kraju, mieście, jednak ja nie widzę pozytywów.


- Kimberly rozchmurz się, wszystko się ułoży- moją mama jest bardzo pozytywna, ogromnie ją kocham, potrafi mnie zrozumieć, lecz na wyprowadzkę nie ma niestety wpływu. Uśmiecham się do niej jedynie, po czym wkładam słuchawki na uszy i puszczam moją ulubioną piosenkę zespołu Coldplay. Wyruszamy, za godzinę będziemy na lotnisku. Droga mija bardzo spokojnie, patrzę przez szybę i żegnam się z miejscami, do których nie wrócę zbyt szybko. Jeden jedyny przystanek będzie u Tess. To moja najlepsza i raczej jedyna przyjaciółka. Nasze pożegnanie nie będzie najłatwiejszą sprawą w moim życiu. Gdy podjeżdżamy pod jej dom, stoi już przed nim z założonymi rękoma. Wysiadam z auta, dając znak rodzicom, że nie potrwa to długo i zaraz wrócę. Podchodzę do Tess, a ona przytula mnie z całej siły. Czuję jak zbierają mi się łzy, a nie chcę płakać. 
- Będę dzwonić do ciebie prawie codziennie- mówię, kiedy odczuwam, że ściska mnie coraz mocniej. Odrywamy się od siebie i stoimy wpatrując  się we własne łzy. Uśmiecham się ciepło starając zakryć smutek, który ogarnia mnie na samą myśl o takiej długiej rozłące. 
- Kimmy, poznaj nowych ludzi i pamiętaj, o żadnej nowej przyjaciółce nawet nie chce słyszeć! - obydwie zaczynamy się śmiać. Cała Tessa, nawet w najgorszej sytuacji znajdzie coś, co można obrócić w żart, będzie mi jej brakowało.
- Nigdy o tobie nie zapomnę, do zobaczenia w wakacje- mówię i  przytulam  ją jeszcze raz. Wracam do auta, ponieważ słyszę rozlegający się głos rodziców. Ponownie zapinam pas i siadam wygodnie, zakładając słuchawki. Macham Tess, gdy odjeżdżamy z podjazdu pod jej domem. Pożegnania zawsze są ciężkie, ale przeżywam je wewnętrznie. Nie lubię okazywać uczuć każdemu, kto zajdzie się obok mnie. The Scientist, piosenka Coldplay rozbrzmiewa w moich uszach i całej głowie, kiedy wpatruję się w pędzące samochody na autostradzie. Chwila mija za chwilą. Pamiętam jak pierwszy raz przyjechaliśmy do Hollywood i wjechaliśmy na tą drogę szybkiego ruchu, tata nie mógł się połapać z powodu dużej ilości pasów. Uśmiecham się sama do siebie, a kolejne wspomnienia powracają jak bumerang. Wchodzimy w skręt, gdzie zaraz można dostrzec lotnisko. Tata zaparkował vana tuż przy wejściu. Wychodzę z pojazdu i rozglądam się dookoła siebie. "Hollywood, będę tęskniła za tobą" mówię cicho, po czym biorę moje walizki i wchodzę wraz z rodzicami i Sky do budynku. W środku jest bardzo przestronnie. Całe pomieszczenie jest przeszklone od góry do dołu. Są to niesamowite rozmiary. Podchodzimy do odprawy, by móc oddać bagaże. Każdą z moich walizek ustawiam na specjalnej taśmie, która po nalepieniu naklejki na torby ruszy do miejsca, w którym wszystko zostanie przewiezione do samolotu. Podchodzę do następnej kolejki, gdzie muszę pokazać paszport, wyjmuję go z mojej niewielkiej  torebeczki, co robię z ogromną precyzją i skupieniem. 
- Dziękuję, może pani przejść dalej, życzę miłego lotu i niezapomnianych wrażeń w Londynie- mówi kobieta uśmiechając się do mnie, na co odpowiadam tym samym jak i cichym dziękuje. Teraz wszyscy wjeżdżamy ruchomymi schodami na kolejne piętro lotniska, skąd mamy dotrzeć do samolotu. 
- Kim, Sky mamy jeszcze trzydzieści minut do lotu, usiądźcie tutaj i poczekajcie, a ja wraz z tatą przyniesiemy coś do picia- mama wskazuje cztery miejsca, przy drzwiach do wyjścia w stronę samolotu. Kiwam jej głową i zajmuję wybrane siedzenie tuż obok siostry. 
- Kim, czy Londyn jest duży?- pyta mnie mała i wpatruje prosto w moje oczy, bardzo tego nie lubię. 
- Nie tak jak Hollywood, ale jest duże- uśmiecham się do niej, podczas gdy rodzice idą z kilkoma butelkami soku jabłkowego. Trzymają się za ręce, i co chwile obdarowują się czułymi całusami. Nie zwracam na to większej uwagi, dobrze, że się kochają i dogadują. Czuję się lepiej niż rano, chociaż trudno mi opuścić miejsce, w którym się wychowałam. Wyjmuję telefon z kieszeni i otwieram instagram. Robię zdjęcie samolotu za szybą, a pod nim umieszczam napis "Żegnaj Hollywood". Przeglądam fotki, które zrobili inni, których obserwuje, Tess, Rihanna, Demi, Crystal, Will, Harry Styles po chwili zastanawiam się nad tą osobą... jest bogaty, ma to co chce, ale ciekawe jaki jest naprawdę. 
- Kimberly! Idziemy, słyszysz mnie? - rozlega się głos mamy. Nienawidzę, kiedy mówi do mnie "Kimberly" 
- Tak, idę- krótko odpowiadam, gdy mama szepcze do taty " Co się ostatnio dzieje z tą dziewczyną?"
Jednak ignoruję to. Idę wraz z tłumem ludzi do latającej maszyny. Gdy wchodzimy na pokład, wraz z jedną ze stewardess odszukujemy nasze miejsca. Siadam wygodnie, zaraz przy szybie. Wyglądam przez  niewielkie okienko. Skrzydło samolotu jest ogromne. Poniżej widzę jak pakowane są nasze walizki do luku bagażowego. 
- Spójrz Sky- wskazuję palcem przez okno. Mała uśmiecha się, ale jej mina nie jest wesoła. 
- Co się dzieje? Nie bój się wszystko będzie dobrze- przytulam siostrę by dodać jej trochę otuchy. Boi się latania samolotem, odkąd zobaczyła katastrofę u nas w Hollywood, w której zginęła jej koleżanka. Ogromnie to przeżyła. Kapitan dzisiejszego lotu zaczyna witać nas na pokładzie, a stewardessy prezentują jak należy korzystać z przedmiotów bezpieczeństwa. Po pięciu minutach całe oświetlenie gaśnie. Zapinam pasy, zakładam słuchawki i próbuję oddać się snu, by móc łatwiej i szybciej znieść lot do Londynu. 
---------------------------------------------zostaw po sobie pamiątkę--------------------------------------------

Notka: 
Dziękujemy za ogromną i niespodziewaną liczbę komentarzy pod prologiem <3 Kochani Kochani! Oto pierwszy rozdział, niedługo zwiastun :) 
Zapraszamy w zakładkę Ask.fm  

środa, 4 lutego 2015

Prolog

"Znam to uczucie 
Gdy znajdujesz się na krawędzi 
I nic cię nie powstrzymuje 
Przed dźgnięciem wyszczerbionym ostrzem 
Mówię Ci, że 
Nigdy nie jest, aż tak źle
Posłuchaj kogoś, kto był tam, gdzie ty
Leżysz na ziemi
Niepewny
Czy dasz radę to znieść[...] 

Każdy był kiedyś na dnie
I każdy był zapomniany 
I każdy jest zmęczony samotnością
Każdy był opuszczony 
I zostawiony z pustymi rękami
Więc jeśli jesteś tam i ledwo się trzymasz[...]

Kochanie, nadchodzi kołysanka
Twoja własna kołysanka"
Autor: Nickelback "Lullaby"

Nazywam się Kim Smith, a oto moje życie . . .
Nazywam się Harry Styles . . .