niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 2

364 dni PRZED
*KIM*

    Gwałtownie otwieram oczy. Jestem zapięta w pas bezpieczeństwa ,choć dobrze pamiętam, że go odpinałam. Rozglądam się dookoła  i patrzę  przez okno, gdzie rozprzestrzenia się nie tak piękny jak w Hollywood , ale równie urzekający widok Londynu skąpanego w kroplach deszczu. Krajobraz jest przeuroczy, ale ja nienawidzę deszczu. Zawsze, gdy pada łapie mnie okropna chandra. W oddali dostrzegam Big Bena, który jest coraz bliżej. Orientuje się, że właśnie podchodzimy do lądowania. Mam cały czas słuchawki w uszach, chociaż nie leci już muzyka. Wyjmuje je i wkładam do swojej torby. Nie mogę uwierzyć, że przespałam cały lot. Odwracam wzrok w stronę siostry, która mocno ściska moją dłoń ze strachu. 
- Nie denerwuj się kochana. Wszystko będzie dobrze, zaraz wychodzimy - uspokajam siostrę, aby chociaż troszeczkę dodać jej otuchy. Przytulam ją do siebie, ale mój wzrok skierowany jest w stronę małego okienka. Ziemia jest bliżej i mogę dostrzec już coraz więcej szczegółów. Widzę London Eye oraz Pałac, rozmyte przez strumienie wody. Przez chmury nie przebija się ani jeden tak upragniony przeze mnie promień słońca. Samolot nareszcie dotyka ziemi i czujemy delikatny wstrząs. Stopniowo zwalnia, aż w końcu ostatecznie się zatrzymuje. Stewardessa dziękuje wszystkim za lot i prosi, aby każdy zabrał wszystkie swoje rzeczy i kieruje nas do wyjścia. Wkładam do torby czasopismo oraz telefon i zarzucam ją na ramie. Czekam, aż siostra opuści swoje miejsce i wychodzę zaraz za nią. Od razu po wyjściu czekamy na rodziców. Kiedy w końcu do nas dołączają idziemy razem po nasze walizki. 
- Jak wam minął lot?- pyta mama biorąc Sky za rękę. 
- Prawie cały przespałam- przyznaje z lekką irytacją. Ta okropna chandra. 
- Rozchmurz się. Na pewno spotkasz tu wspaniałych ludzi i kiedyś rozbłyśnie słońce.- oznajmia z uśmiechem całując mnie w czoło. Czasami zazdroszczę jej tego pozytywizmu. Ja taka nie jestem. Najchętniej wróciłabym do wiecznie słonecznego Hollywood i do mojego ukochanego parku koło domu. Mojego prawdziwego domu. Nie lubię zgiełku miasta i życia w ciągłym biegu nie wiadomo dokąd. Zatrzymuję się przed taśmą z bagażami i czekam, aż moja walizka pojawi się na taśmie. Mamy mieszkać w apartamentowcu i to jeszcze w centrum miasta, a w pobliżu nie miało być żadnego zielonego parku. Na domiar złego mam chodzić do prywatnej szkoły z ludźmi pokroju tych, którzy wyśmiewali mnie całe życie. Jak mam znaleźć jakichkolwiek  znajomych w miejscu zarozumiałych i samolubnych dzieciaków z bogatych domów?! Czekam na torbę, ale cały czas się nie pojawia. Moi rodzice rozmawiają o nowej pracy, a Sky zaprzyjaźnia się z maleńkim pieskiem, podobnym do tego z filmu "Cziłała z Beverly Hills". Uśmiecham się pod nosem i od razu na widok tego pieska przypomina mi się Tess. Ona również miała psiaka tylko, że owczarka niemieckiego. Przypominam sobie jak poszłyśmy z nim do lasu. Uciekł nam, i nie mogłyśmy go znaleźć. Błąkałyśmy się po lesie, aż w końcu zgubiłyśmy się. Szłyśmy przed siebie i nagle ziemia zniknęłam nam spod stóp i spadłyśmy z niewielkiego urwiska. Natrafienie na szlak zajęło nam parę godzin, ale bawiłyśmy się świetnie Ubrudzone błotem byłyśmy od stóp do głów. Gdy w końcu dotarłyśmy na znaną nam polankę ujrzałyśmy naszego uciekiniera merdającego wesoło ogonem. Wróciłyśmy do domu i dostałyśmy porządny ochrzan za to, że zniknęłyśmy na sporo godzin nie mówiąc im o tym. Oczywiście skończyło się szlabanem, ale długo miałyśmy co wspominać. Uśmiecham się szeroko na myśl o mojej przyjaciółce. Zerkam ponownie na taśmę, na której nie było już ani jednej walizki z naszego lotu. "Świetnie" myślę. Podchodzę do rodziców i informuję ich o tym. Zdenerwowani podchodzą do kobiet za ladą, aby załatwić tą sprawę. Siadam koło siostry i wyciągam komórkę wraz ze słuchawkami. Wkładam je do uszu i włączam Demi Lovato "Nightingale". Spokojne nuty uspokajają moje zszargane nerwy. Spoglądam na siostrę, która majstruje przy automacie z napojami znudzona długim oczekiwaniem na lotnisku. Po paru minutach wracają rodzice z moją torbą.
- Włożyli ją nie tam gdzie trzeba.- śmieje się tata podając mi zgubę. Nie jestem w nastroju na żarty, więc biorę torbę i kieruje się do wyjścia. Podchodzę pod wypożyczalnie samochodów zarzucając na głowę kaptur. Czekam na rodziców, a kiedy nareszcie się pojawiają, wchodzimy do małego pomieszczenia, w którym pachnie smarami i olejem samochodowym. Staje w kącie i oglądam czarno białe zdjęcia przedstawiające auta z lat sześćdziesiątych. Rodzice podpisują papiery, a starszy facet podaje im kluczyki. Wychodzimy i kierujemy się w stronę wypożyczonego samochodu. Wkładamy wszystkie walizki do bagażnika i zaraz pojawiamy się w środku auta. Usadzam się wygodnie i szukam odpowiedniej muzyki. Tata odpala silnik, po czym rusza z piskiem opon. Najwidoczniej jeszcze nie zapoznał się z możliwościami tego samochodu. 
- Dokąd my właściwie jedziemy?- zadaje pytanie jednocześnie wyjmując słuchawki. Zauważam także, że nie jedziemy w stronę centrum.
- Stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak zamieszkamy w domku nad jeziorem.- odpowiada mi mama. Nie mogę uwierzyć w to co mówi. Jezioro, natura, świeże powietrze. To co kocham najbardziej oczywiście poza moją rodziną. Nachylam  się do przodu i mocno ich uściskałam.
- Dziękuje Wam! Tak bardzo dziękuje!- zaczynam  krzyczeć ze szczęścia.
- Wiedziałem, że się ucieszysz.-  tata bacznie patrzy na drogę uśmiechając się. Wracam na swoje miejsce, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Spoglądam przez okno, gdzie olbrzymie budynki stojące jeden obok drugiego przysłaniają niebo. Na szczęście nie muszę w nich mieszkać, zastanawiam się przez chwilę. Ta myśl napawa mnie ogromną radością. 
- Jestem głodna- odzywa się Sky. 
- Możemy zajechać, aby coś zjeść.- stwierdził tata, którego ucieszyła myśl o posiłku, ponieważ jest strasznym łakomczuchem. 
- Wolę jechać do tego domu.- stwierdzam, ale tak na prawdę mam inny pomysł. 
- Dobrze. Skarbie mam jeszcze kanapkę. Masz ochotę?- mama podaje siostrze jedzenie, a ta wgryza się w przysmak. Ponownie zerkam przez szybę. Krajobraz się zmienił. Wstrętne szare budynki zastąpił zielony, przepiękny widok. Tuż obok rozchodzi się cudowne, zamrożone jezioro,a wokół niego ledwo widoczne rośliny. Pomimo panującej zimy całość jest nie do opisania. Londyn jest deszczowym miastem, a nie słonecznym Hollywood, lecz mam nadzieje, że się poukłada. Między nami panuje radosna atmosfera. Wszyscy się uśmiechamy, rozmawiamy i patrzymy na delikatne płatki śniegu spadające z nieba, a niedługo ma pojawić się miejsce naszego jak na razie stałego pobytu. Tata mruga światłami , ponieważ droga jest zupełnie pusta lub przejeżdża kawałek na inny pas, a Sky wypełnia niewielki pojazd dźwiękami swojego dziewczęcego, uroczego głosiku. Cała rodzina jest szczęśliwa i wygłupia się, dobrze się przy tym bawiąc. Droga wiedzie prosto, jednakże zza niewielkiej górki i paru drzew widać...zakręt? Wpatruję się w coraz bardziej zbliżające się miejsce, lecz dalej nie mogę nic dostrzec, gdyż warunki pogodowe nie są najlepsze. 
- Mamo?- zwracam się, by przekazać jej to co widzę, lecz nie słychać niczego, co mówię przez zagłuszającą mnie muzykę. 
- Mamo!- wrzeszczę z przejęcia, ale nikt nie zwraca przez najbliższą chwilę na to uwagi. Jedziemy prosto, lecz nagle czuję jak samochód zaczyna się delikatnie trząść. 
- Mamo do cholery!- w tym momencie odwraca się rozbawiona i spogląda w moją stronę.
- Kimberly, co się dzieje?- jest bardzo spokojna, ale uśmiech nie znika jej z twarzy, czym ogromnie mnie denerwuje.
 - Tata ma natychmiast zwolnić i jechać zgodnie z przepisami, tam dalej widać stromy zakręt! - krzyczę z przejęcia i lekkomyślności rodziców. Mama potakuje i przekazuje tacie to co powiedziałam, w tym czasie, przejeżdżają koło nas dwa auta prawie w całości zatopione w płatkach śniegu. Czuję się większy spokój niż jakieś pięć minut temu. Zbliżamy się do miejsca za górą, gdzie widziałam zakręt. Duże płatki lepkiego puchu rozbijają się o przednią szybę auta, z której zaraz zostają usuwane przez wycieraczki z trudem. Wpatruję się uważnie w jeden i ten sam punkt.Śnieg zaczyna prószyć coraz mocniej i mocniej, przez co znacznie pogarsza się widoczność. Zza rogu wyjeżdża ogromny ciężarowy samochód, którego żadne z nas nie mogło zauważyć.
- Tatooo! Uważaj! Hamuj!- Sky zaczyna płakać i krzyczeć, a ciężarówka jakby opętana wjeżdża prosto w nasz pojazd. Całe auto w połowie spada na skarpę, a tir przygniata nas, poszczególne części rozpryskują się niczym farba wszędzie, gdzie się da. Krzyczę najgłośniej jak potrafię, ale to nic nie zmienia. Zapada głęboka cisza... 


--------------------------------------zostaw po sobie pamiątkę-----------------------------------------------

Notka:
Kochani Kochani <3 ! 
rozdziały będą dodawane co tydzień, ale mamy prośbę:
1. Rozsyłajcie linki innym, niech będzie nas dużo :)
2. Jak zwiastun? Podoba się? Mamy nadzieję, że tak i dziękujemy (: 
Kate and Katy
Ogłaszam konkurs! 
Ten kto pierwszy napisze komentarz, dostanie rozdział z dedykacją :* 
Liczę na was, oceniajcie w komach jak wam się podoba :> 
Kate x 

3 komentarze: